top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraMK

Specjaliści.

Zaktualizowano: 12 lut

Czas akcji – styczniowy czwartek. Miejsce akcji – warsztat samochodowy. Przyjechałam właśnie po odbiór, zostawionego do naprawy auta. Pan z warsztatu, jedną ręką wręczając mi kluczyki, drugą sięgnął po metalowe COŚ i podsuwając mi to COŚ w okolice oczu powiedział: „O widzi Pani, pękło”. Nie widziałam. Na wszelki wypadek powiedziałam jednak „aha”, kiwnęłam głową, zapłaciłam rachunek i odjechałam. Jadąc myślałam sobie o moich relacjach z mechanikami samochodowymi oraz o tym, że zawsze będą się musiały opierać wyłącznie na zaufaniu (przynajmniej z mojej strony). Wyobraziłam sobie, że gdyby ten sam Pan powiedział mi, że przyczyną awarii mojego auta jest brak czułości z mojej strony i że od teraz muszę je głaskać po akumulatorze i przykrywać na noc miękkim kocykiem to bez chwili wahania zaczęłabym stosować się do tych porad. Krótko mówiąc, w tej dziedzinie można mi wkręcić absolutnie wszystko. Moja wiedza o motoryzacji jest na poziomie wiedzy pewnego prezesa o kobietach – oboje nie mamy o tym zielonego pojęcia, z tą różnicą, że ja się na temat motoryzacji nie wypowiadam. W kwestiach motoryzacyjnych zatem skazana jestem na usługi specjalistów. Nie tylko w tych kwestiach rzecz jasna.



Zastanawiacie się czasami, w jakiej dziedzinie jesteście specjalistami i na czym znacie się naprawdę dobrze? Czy próbujecie sobie odpowiedzieć na tak postawione pytanie? Według naukowców duża część z nas ma problem z realną oceną swoich umiejętności. Mówiąc w skrócie wiele/-u z nas ma przekonanie, że ma większą wiedzę niż przeciętna. Myślimy, że dowolnego specjalistę łatwo można zastąpić - mamy przecież internet, dzięki któremu dostęp do wiedzy jest w zasadzie nieograniczony. Można wyguglać, poczytać i już za kilka dni stać się specjalistą i uczyć innych. Mam na to zjawisko swoją nomenklaturę – nazywam takie osoby „specjalistami jednej książki” (chociaż już na wstępie ich przeceniam, bo ta wiedza rzadko pochodzi z książki). Znakiem rozpoznawczym takich specjalistów jest to, że mają krótkie, jednoznaczne odpowiedzi na każde pytanie, nie mają żadnych wątpliwości, bo wiedzą „na pewno”, no a poza tym „to się u nich sprawdziło”. Najbardziej pewni siebie są ci, którzy, co prawda wiedzą już, co wiedzą, ale nie wiedzą jeszcze tego, czego nie wiedzą (czy są na sali poloniści?).


W mojej branży też są tacy specjaliści. A jakże! Chociaż i tak uważam, że najgorzej mają dietetycy – ludzie, którzy studiowali kilka lat, wpakowali w edukację sporo kasy, czasu i wysiłku, tylko po to, żeby przeczytać, że to czego się nauczyli jest nic nie warte, bo przecież jest cudowny koktajl od jutuberki, a żona piłkarza i holistyczny kołcz zdrowia i tak wiedzą lepiej. Poza tym na dietach zna się każdy, bo… każdy coś je. Kiedy jakiś czas temu, pewien młody człowiek (specjalista IT), którego bardzo szanuję za to, że z małego startupu stworzył giełdową firmę zamieścił na blogu opis swojej diety (a właściwie porady na schudnięcie) to pomyślałam, że świat już naprawdę oszalał i nic tego nie jest w stanie zmienić. Stan na dzisiaj jest taki, że wszyscy znają się na wszystkim, a tradycyjne wykształcenie to przeżytek i jakaś fanaberia.


Tak jak wspomniałam, w mojej branży jest podobnie. Wymieńmy tylko kilka przykładów. Osiemnastoletnia jutuberka, która uczy o „dezynfekcji” skóry solą fizjologiczną (na to powinien być paragraf), młoda filolożka, która instruuje, że „kwasy są najlepsze dla wszystkich” lub samozwańcza ekspertka… chociaż ona jest chyba z innej branży, bo zajmuje się skórom i pielęgnacjom, a w mojej branży to się chyba zajmujemy skórą i pielęgnacją. Porad na jutubie udzieli Wam również pogromczyni mitów, która wie, jakie kosmetyki są najlepsze dla KAŻDEGO i dlaczego całkiem przez przypadek są to te, za promowanie których dostała kasę. Wyjaśni Wam także, że naskórek zbudowany jest z „keranocytów” - co prawda legitna literatura donosi, że w naskórku są keratynocyty i korneocyty, ale może nie mogła się zdecydować, którą nazwę wybrać i połączyła obie.


Mogłabym oczywiście podać więcej przykładów, ale po co – tego szaleństwa nie da się zatrzymać. Do powstania kolejnego specjalisty potrzebna jest tylko kamera i łącze internetowe. Wiedza? Niekoniecznie.

Powyższy schemat działania nie jest oczywiście regułą, a rzetelność nakazuje, aby dodać, że wyjątkowi i niezwykle profesjonalni twórcy również się zdarzają.


Ten tekst powstał jednak w odpowiedzi na śmietnik informacyjny, który jest codziennością i zalewa nas zewsząd. Pomyślałam, że aby miał on jakąś wartość, zamiast dalszego narzekania, napiszę Wam, jakie, ze znanych mi i powielanych przekazów mojej branży, uważam za nieprawdziwe lub ryzykowne. Może komuś się przyda. Piszę to przede wszystkim z myślą o ludziach, którzy mają jakieś problemy skóry – życzliwie odradzam poszukiwanie porad u specjalistów internetowych, ale decyzja oczywiście należy do Was.


Przejdźmy zatem do internetowego pola minowego mojej branży.


  1. W pielęgnacji skóry powinno być jak najwięcej substancji aktywnych. To nieprawda! Takie przekonanie wynika najczęściej z braku wiedzy o działaniu skóry i kosmetyków. Nie jak najwięcej, a tyle ile potrzeba. Czasami wystarczy jeden kosmetyk z substancją aktywną dobrze dobraną (do aktualnego stanu skóry) i w odpowiednim stężeniu.

  2. Najlepsze są kosmetyki naturalne. To nieprawda! Po pierwsze to umowne nazewnictwo i dla każdego może oznaczać coś innego. Po drugie dla wielu osób kosmetyki zawierające substancje naturalne (czyt. pochodzenia roślinnego) mogą być przeciwwskazane – szerzej o tym pisałam w tekście z 15 stycznia (znajdziecie go na mojej stronie internetowej).

  3. Kosmetyki X (w to miejsce wpisz dowolną nazwę) są najlepsze. Bez względu na to jaką nazwę wpiszesz w miejsce X to zdanie jest nieprawdziwe. Nie ma czegoś takiego, jak obiektywnie najlepsze kosmetyki. Najlepsze są te, które zawierają substancje, których potrzebuje Twoja skóra. I bez znaczenia jest tutaj aktualny trend branży kosmetycznej oraz to co sprawdziło się u Twojej koleżanki.

  4. W każdej pielęgnacji powinien znaleźć się krem z retinolem. Nieprawda! Kosmetyki z tą substancją nie są dla wszystkich, wbrew temu co twierdzą niektórzy ich producenci. Jednym mogą być potrzebne, innym zbędne, a jeszcze innym przeciwwskazane. Siedemnastolatkę bez trądziku zamierzającą kupić krem z retinolem porównałabym do przedszkolaka noszącego się z zamiarem nabycia sprzętu do golenia. Obydwoje mają problem z timingiem.

  5. Kosmetyki z kwasami muszą być w każdej pielęgnacji. To nieprawda! Są to co prawda bardzo skuteczne substancje w terapiach wielu problemów skóry, jednak nie wszystkie i nie u wszystkich. Najgorszą wersją tego trendu jest domowe stosowanie preparatów przeznaczonych dla profesjonalistów.

  6. Pielęgnacja skóry twarzy bez zastosowania toniku jest błędem. To nieprawda! Ten temat jest bardziej złożony i wymaga więcej niż dwóch zdań komentarza, dlatego napiszę o tym odrębny tekst i zrobię wszystko, aby nie zabrzmiało to jak herezja i żeby nikt nie musiał w obronie swoich przekonań kłaść się Rejtanem.

  7. Napoczęty, ale nie zużyty kosmetyk, który komuś się nie sprawdził można sprzedać/ odkupić. Ta moda panuje już od dłuższego czasu i ma się całkiem dobrze (są nawet specjalne grupy na fb, które to umożliwiają). Ten trend to samo zło – i to jest jedyne zdanie, które jestem w stanie na ten temat napisać, nie używając łaciny.

Myślę, że na dzisiaj wystarczy, choć jak się pewnie domyślacie temat nie został wyczerpany.


Na koniec powinnam napisać coś optymistycznego. No wiem, dobrze by było. Może po prostu powinnam doradzić, żeby szukać specjalistów w realu. Rada niby dobra, ale na tym polu też są miny. To temat bardzo drażliwy dla uczestników mojej branży, ale nie mogę Wam tego nie napisać, jeśli ma być uczciwie.


Uczestnikami tzw. branży beauty są:

1. Dermatolodzy.

2. Lekarze tzw. medycyny estetycznej (psychiatrzy, pediatrzy i inne, dowolne specjalizacje).

3. Kosmetolodzy (absolwenci studiów wyższych).

4. Technicy usług kosmetycznych (absolwenci szkół średnich).

5. Przedstawiciele wszystkich innych zawodów oraz osoby bez zawodu.


Tak różnych specjalistów możecie spotkać w gabinetach, do których udajecie się w realu. Prawdopodobnie zastanawia Was to co napisałam pod nr 5. Jak to możliwe, żeby wszyscy mogli wykonywać pracę, która wymaga rozległej wiedzy? Jak to możliwe, nie wiem. Wiem za to, że taki jest właśnie stan prawny na dziś.


Gdyby Wam to przełożyć na jakiś konkret… Hmm… Myślę, myślę… O mam! Gdyby na przykład, nasz narodowy symbol profesjonalizmu - Pan Jacek Sasin, zapragnął od jutra zajmować się Waszą skórą i jej pielęgnacją, to wyobraźcie sobie, że mógłby to robić na całkowitym legalu (zresztą wiadomo, że Pan Jacek robi tylko to co legalne). Wystarczy, że założyłby działalność o odpowiednim numerze PKD (pozwolicie, że nie będę podawała konkretnego numeru – nie chcę prowokować i podpowiadać) i gotowe. Potem już tylko trzeba znaleźć jakiś ładny lokal (może być willa), jakiś sprzęt i preparaty i… pozostało czekanie na klientów.


Ludzie, czy ja Was muszę prosić, żebyście na siebie uważali?


Małgorzata Krzykowska

7 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Kolagenowo.

bottom of page