top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraMK

Naturalnie.

Kiedy usłyszałam: "Najbardziej łaskawa i najlepsza jest dla nas pielęgnacja naturalna" przerwałam malowanie rzęs i zaczęłam wpatrywać się w ekran telewizora. Młoda kobieta w rozmowie z Ewą Drzyzgą i Agnieszką Woźniak-Starak zachwalała kosmetyki naturalne. W ciągu sześciominutowej rozmowy o pielęgnacji skóry, dwanaście razy padło słowo "naturalnie".


To wspomnienie sprzed kilkunastu miesięcy. Pamiętam, że wysłuchałam do końca tego telewizyjnego dialogu, następnie wyguglałam, że autorką słów o naturalności jest właścicielka bloga promującego analizowanie składów kosmetyków, po czym wyjęłam swój notatnik i w dwóch zdaniach zapisałam sobie streszczenie tej rozmowy, z adnotacją, żeby napisać o tym tekst.


Nie wiem po co to zrobiłam, bo w tym samym notatniku miałam już co najmniej kilkanaście przykładów osobistości promujących naturalność. Była na przykład notka o dwóch medialno-instagramowych gwiazdach, z których jedna uczy naród ćwiczyć, a druga była kiedyś prowadzącą telewizyjną śniadaniówkę. Obie są również właścicielkami marek kosmetycznych – że naturalnych, to chyba nie muszę dodawać. Obie panie wymieniły się „wiedzą” w instagramowym wpisie, którą da się streścić w słowach „stop chemii w kosmetykach!” (cytat dosłowny z jednej z nich). Efekt był taki, że opublikowały po kilkadziesiąt niezbyt mądrych zdań, ku uciesze lajkujących fanów.


Przykładów w moim notatniku, jak wspomniałam, było dużo więcej, jednak dalsze przytaczanie ich nie ma sensu. Przekaz wszystkich był bowiem podobny i z grubsza sprowadzał się do jednego - „naturalne kosmetyki są najlepsze, a chemia w kosmetykach to samo zło”. Jak bardzo śmieszne i jednocześnie nieprawdziwe jest to zdanie, naprawdę trudno wyrazić.



Dlaczego publicznie udostępniają takie treści? Wszystkie trzy osoby doskonale wykorzystują w swoich biznesach wszechobecny trend na „naturalność”. Jest to trend nie tylko branży kosmetycznej, ale również medycznej, czy żywieniowej. Produkty "naturalne" robią prawdziwą furorę od wielu lat. Na "naturalności" opiera się wiele strategii marketingowych. Sprzed kilku lat pamiętam reklamę bułgarskich kosmetyków „bez kropli chemii" (autentyk), co było tak samo przykre, jak żenujące.


O co chodzi w tej modzie na naturalność i dlaczego jest ona tak atrakcyjna?


Główny przekaz opiera się na tym, że „naturalne” znaczy dobre, a „chemiczne” znaczy złe. Mówimy – „zjedz czosnek, to naturalny antybiotyk”, albo, „nie jedz tego, bo to sama chemia” (misiowe żelki to wręcz niemiecka broń chemiczna – że też geniusze u władzy jeszcze na to nie wpadli). „Chemia” stała się synonimem zła, a „naturalne”, synonimem dobra. Mówimy „naturalne”, myślimy zdrowe. Mówimy „naturalne”, myślimy lepsze. „Naturalne”, znaczy bezpieczne, bo nie zrobi nam krzywdy? Czy „naturalne” to takie, które występuje w przyrodzie (czyt. naturze)? Czy tak należy to rozumieć?


Spróbujmy odnaleźć w tym sens. Najlepiej na przykładach.

  1. Pierwszym przykładem niech będzie toksyna botulinowa – neurotoksyna, potocznie zwana jadem kiełbasianym. Całkowicie naturalna. Wytwarzana jest przez beztlenowe bakterie i może powstać na przykład w konserwie mięsnej, rybnej i żeby weganie nie czuli się pominięci, także warzywnej. Pomimo, że naturalna, nie poleca się jedzenia jej, bo może to być ostatni posiłek w życiu. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że przed powstaniem tej naturalnej toksyny chronią nas całkowicie nienaturalne konserwanty, no sama chemia czasami. Hmm… To co jest lepsze, naturalna toksyna, czy nienaturalny konserwant? Może się trochę uspokoimy, kiedy dowiemy się, że jest to jednak wspaniała toksyna, bo jest bardzo ważnym lekiem w leczeniu dzieci z porażeniem mózgowym. Uff, czyli jednak dobra? A gdybyśmy tak kontynuowali i przywołali bardzo ważną informację, że toksyna botulinowa jest także bronią biologiczną, której próbę użycia (nieudaną, na szczęście) mają na swoim koncie terroryści. No, jak tam się czujecie? Mały dysonans jest?

  2. Weźmy się zatem za drugi przykład i jednocześnie moją miłość prawdziwą – konwalię. Ona jest nie tylko naturalna, ona jest prawdziwym cudem natury. Pięknie wygląda i pięknie pachnie i całkiem przez przypadek mamy (ja i ona) urodziny w tym samym miesiącu. Konwalię, a w zasadzie głównie aromat, który się z nią kojarzy wykorzystuje się w produkcji kosmetyków – no wspaniale po prostu. Małe „ale” polega na tym, że pomimo, że tak naturalna, konwalia jest trująca. Całkiem konkretnie trująca, bo całościowo. Krótko mówiąc każda z części tej jakże naturalnej rośliny, a nawet naturalna woda, w której ona stała mogą nas przenieść naturalną drogą w inny świat. Jeśli tylko przyjdzie nam do głowy zupełnie nienaturalny pomysł spożycia powyższych. Także teraz macie ostrzeżenie w gratisie – po majowej imprezie urodzinowej nie stawiajcie wazonu z konwaliami blisko łóżka, bo poranny stan po wcześniejszym spożyciu C2H5OH (sama chemia) może was pchnąć do całkowicie nienaturalnych zachowań.

  3. Przykładem trzecim niech będzie kwintesencja natury, czyli woda. Kwintesencja natury, ale też kwintesencja zdrowia. Każdy kto choć raz przeczytał jakikolwiek artykuł na jakimkolwiek portalu wie, że woda to życie! Ładnie napisałam? Patosu może mi pozazdrościć dowolny holistyczny kołcz (koniecznie przez „k” i „ł”, albo nawet sama Beata Pawlikowska). Wodę pijemy, w wodzie się myjemy i wodę używamy również do produkcji kosmetyków (co ciekawe, wszystkich, nie tylko „naturalnych”). Byłoby wspaniale, gdyby nie to, że zupełnie niepotrzebnie nabrałam ochoty na przypomnienie sobie i wam, że woda to związek chemiczny, który w dodatku ma znany powszechnie wzór chemiczny. Czyżby to oznaczało, że woda to sama chemia? O losie! Umieramy? Nie jeszcze nie, ale tak mogłoby być, gdybyśmy przedawkowali wodę – tak, to co naturalne też można przedawkować.


Tylko trzy przykłady? Pewnie, że mogłabym tak wygłupiać się dalej, ale kompletnie nie o to chodzi. To na czym mi zależało, wymienione przykłady ilustrują aż nadto. „Naturalność” nie jest synonimem, ani gwarantem czegoś lepszego, czy zdrowszego. Tak naprawdę nie ma znaczenia, czy dana substancja jest pochodzenia naturalnego, czy została wytworzona w laboratorium. Znaczenie ma to jakie działanie stoi za tą substancją oraz do czego ma nam posłużyć.


Owszem, jest wiele wspaniałych kosmetyków naturalnych. Jest też wiele przeciętnych. Samo bycie „naturalnym” nie gwarantuje niczego, a na pewno nie jest wystarczającym świadectwem wysokiej jakości. Podobnie jest z kosmetykami zawierającymi substancje syntetyczne. Taka sytuacja absolutnie nie może być równoznaczna z niską jakości produktu. Różnice pomiędzy różnymi kosmetykami oczywiście istnieją, jednak granica, która te różnice wyznacza z pewnością nie przebiega pomiędzy „naturalnością” i „chemią”. W zdecydowanej większości kosmetyków występują substancje jednego i drugiego pochodzenia, ale samo pochodzenie o niczym nie świadczy.


Podział na kosmetyki naturalne i konwencjonalne (brakuje mi bardziej trafnego określenia) jest umowny i nieostry, ponieważ nie ma definicji formalno-prawnych takich kosmetyków, a co za tym idzie, wymogi, które muszą zostać spełnione przy wprowadzaniu na rynek są dla jednych i drugich takie same. Posiłkować się możemy w rozróżnianiu tych produktów systemem certyfikowania kosmetyków, ale to również nie jest ani oczywiste, ani jednoznaczne.


Najbardziej boleję nad tym, że z tak pięknego i zasadnego trendu, jakim jest wymuszanie na rynku coraz lepszych jakościowo preparatów poprzez weryfikowanie składów kosmetyków (sensowne), czy poszukiwanie coraz lepszych jakościowo produktów, z wykorzystaniem wartościowych składników (również naturalnych), uczyniono farsę, w której główne role grają ignoranci.


Jeszcze odniesienie do inspiracji tego tekstu.


Zdanie wypowiedziane w telewizyjnej śniadaniówce, o tym, że „najbardziej łaskawa i najlepsza jest dla nas pielęgnacja naturalna” jest nie tylko nieprawdziwe, ale także niezbyt mądre. Dlaczego? Argumentów jest wiele – przytoczę tylko dwa. Proszę sobie wyobrazić, że chodzą po świecie osoby, dla których „naturalna pielęgnacja” (bogata w substancje pochodzenia roślinnego) jest piekłem na ziemi. Przyczyny są dość prozaiczne. Substancje pochodzenia roślinnego posiadają wyższy potencjał alergizujący, co oznacza, że nie wszyscy mogą ich używać. Drugi argument jest taki, że ograniczenie się wyłącznie do substancji naturalnych jest rezygnacją z bardzo wartościowych i zaawansowanych technologicznie rozwiązań, które są obecne na rynku. Kto chce niech rezygnuje, ale dlaczego wszyscy?


Kolejna sprawa to instagramowy apel dwóch kosmetycznych przedsiębiorczyń, o „stop chemii w kosmetykach”. Po pierwsze niedorzeczne. Po drugie śmieszne. Po trzecie straszne. Niedorzeczne dlatego, że ma żadnego merytorycznego uzasadnienia, żeby o to apelować. Śmieszne dlatego, że ten apel jeśli miałby sens mogłyby obie panie skierować do… siebie, a precyzyjniej mówiąc do swoich współpracowników tworzących receptury kosmetyczne – może wówczas dowiedziałyby się, że w ich kosmetykach jest sporo związków chemicznych, co akurat nie jest żadną złą wiadomością. I wreszcie straszne, bo wypociny obu celebrytek spodobały się (sądząc po reakcjach) łącznie prawie siedemdziesięciu tysiącom obserwujących.


Na koniec przydałby się jakiś morał, albo chociaż wnioski. Spróbuję.


Jeśli macie przed sobą jakiś materiał, który przypomina informacyjny, czyli wygląda tak, jakby ktoś dzielił się z Wami jakąś wiedzą, bądźcie czujni. Jeśli w tym materiale przedstawiane są wyłącznie zalety, lub wyłącznie wady, jakiejś metody, preparatu, produktu, czy jakiejś idei, to z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że mamy do czynienia z nieprawdziwym, niepełnym lub manipulującym przekazem, no albo po prostu z subiektywną oceną. Bo jedno co z całą pewnością można powiedzieć o procedurach, produktach, czy zabiegach kosmetycznych to, że wszystkie mają wady i zalety, wskazania i przeciwwskazania. Absolutnie wszystkie.


Jeśli Wam i Waszej skórze przydarzy się specjalista, który poleca wszystkim jedno, zawsze to samo rozwiązanie (produkt lub usługę), bez uwzględniania indywidualnych potrzeb i problemów skóry to albo macie do czynienia ze sprzedawcą tego rozwiązania, albo z osobą bez podstawowej wiedzy. Która z opcji jest prawdziwa w konkretnej sytuacji pozostaje do samodzielnej oceny.


Małgorzata Krzykowska

45 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Kolagenowo.

bottom of page