top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraMK

Kosmetyczne obietnice.

Minął czerwiec. Mój gabinetowy czerwiec upłynął "pod znakiem cellulitu”. W praktyce oznaczało to, że co druga klientka mojego gabinetu zadawała pytanie „czy mogłaby mi Pani polecić jakiś krem na cellulit”. Pewnie, że bym mogła, co też pewnie zaraz uczynię, ale najpierw napiszę Wam dość istotną, w tym kontekście informację. Nie owijając w bawełnę, czas obalić pewną ściemę kosmetyczną.


KREMY NIE LIKWIDUJĄ CELLULITU!


Przepraszam, jeśli komuś zrujnowałam dzień (albo całe życie), ale tak po prostu jest i oczywiście zaraz napiszę, dlaczego. Do wyjaśnienia potrzebne będzie zdjęcie ultrasonograficzne zmian cellulitowych, które załączyłam do tego tekstu.



Spójrzcie na nie proszę. Podstawowe zdjęcie usg (bez moich malowanek w postaci żółtych kropek i czerwonych strzałek) przedstawia warstwy skóry. To akurat jest skóra ciała, konkretnie skóra na kobiecym udzie. Widoczna, bardzo biała „kreska” (taka trochę poszarpana), ta z którą stykają się wspomniane żółte kropki to jedna w warstw skóry, czyli naskórek. Poniżej naskórka, widzimy nieco mniej białe, ale za to dużo większe (grubsze) pasmo – to skóra właściwa (to ta w której są włókna kolagenowe). Poniżej skóry właściwej widzicie… ciemność, czyli nic nie widzicie i to jest trzecia warstwa skóry, czyli tkanka podskórna.


Tak właśnie przedstawia się najbardziej nieprofesjonalny opis obrazu ultrasonograficznego skóry, jaki zdarzyło mi się napisać. W prawidłowych opisach usg nie stosuje się terminologii typu „białe kreski” (swoją drogą, ciekawe dlaczego).


Wracając do zdjęcia usg skóry. Widzicie na pewno na tym zdjęciu takie ciemne (prawie czarne) nieregularne plamy (zaznaczone czerwonymi strzałkami) przypominające wysokie fale na morzu, albo płetwy rekina. To właśnie jest cellulit, albo bardziej precyzyjnie, tzw. „zęby cellulitowe”, czyli tkanka tłuszczowa (pierwotnie znajdująca się w tkance podskórnej), która „przebiła” się przez włókna kolagenowe i wrasta w skórę właściwą – stąd właśnie biorą się nierówności, które widzimy na skórze gołym okiem. No to dzięki temu opisowi wiecie już, gdzie w skórze umiejscowione są zmiany cellulitowe (przypominam - wskazują je czerwone strzałki).


Teraz trzeba powiedzieć, w którym miejscu skóry działają kremy antycellulitowe. Spójrzcie na miejsce zaznaczone na zdjęciu żółtymi kropkami. Kremy nakładamy właśnie tam, czyli na naskórek, a dokładnie mówiąc na jego najbardziej zewnętrzną warstwę, czyli warstwę rogową. I teraz najważniejsza informacja, a jednoczesnie puenta tej opowieści - nałożone na naskórek kremy... tam pozostają! Napiszę to jeszcze raz - kremy pozostają na naskórku i nie przenikają do granicy skóry właściwej i tkanki podskórnej, gdzie znajdują się zmiany cellulitowe i nie rozpuszcają ich w cudowny sposób.


Czy w takim razie używanie kremów przeciwcellulitowych jest całkowicie bez sensu? No, nie do końca. Kremy takie bardzo poprawiają wygląd naskórka, pielęgnują go, a to jest bardzo ważne, bo taki naskórek będzie dawał wrażenie gładszej skóry. I tutaj czas na polecenia. Ze znanych mi preparatów o takim działaniu, mogę ze spokojem ducha rekomendować dwa kosmetyki, które w tym zakresie robią naprawdę dobrą robotę.

Pierwszy z nich to ujędrniający balsam do ciała marki Vianek (taki z czerwonymi kwiatkami na opakowaniu), a drugi to specjalistyczny balsam ujędrniający marki Resibo (nie, nikt mi nie płaci za polecanie tych kosmetyków). Moja autorska procedura pielegnacji polega na tym, żeby pierwszego z nich używać wieczorem, a drugiego rano. Wzmocnienie tej procedury można uzyskać poprzez mycie skóry przy użyciu gąbki delikatnym żelem pod prysznic, który gwarantuje nam utrzymanie właściwego pH. Abyście powyższą procedurę mogły stosować bezpiecznie i skutecznie, muszę uczynić dwa, super ważne zastrzeżenia.


Po pierwsze i najważniejsze, to jest procedura tylko dla skór zdrowych. Jeśli któraś z Was jest chora na łuszczycę lub AZS (albo inną chorobę skóry ciała) to nie korzystajcie z żadnych tzw. ogólnych porad pielęgnacyjnych. Dla Was dobre są tylko indywidualne porady specjalisty od skóry (dermatologa lub kosmetologa, w zależności od aktualnego stanu skóry i stopnia zaawansowania choroby).


Po drugie i również ważne, aby kosmetyki (nawet najlepsze) działały muszą być… używane! Tak, wiem to szokująca informacja. Dodam jeszcze, że muszą być używane codziennie, a nawet dwa razy dziennie. Samo postawienie takiego kosmetyku na półce w łazience nie działa. No wiem, życie nie jest łatwe.


Na koniec wątek fizjologiczno-feministyczny.

Ten tekst napisałam w formie skierowanej do kobiet, dlatego że główną przyczyną (praprzyczyną) powstawania cellulitu są estrogeny tzw. hormony żeńskie. W kontekście cellulitu, hormony te, w skomplikowanym procesie i łańcuchu zdarzeń mogą doprowadzić do upośledzenia pracy komórek tłuszczowych, które mają duże znaczenie w stopniu zaawansowania cellulitu. Istotna jest także budowa skóry kobiet, która ułatwia powstawanie cellulitu - chodzi m.in., o sposób położenia komórek tłuszczowych (oczywiście jest też wiele innych czynników, które przyczyniają się do powstawania cellulitu). Jak to w życiu bywa zatem, mamy trochę gorzej od panów, niestety. Dobrze jest jednak pamiętać, że cellulit to nie choroba (nie mylić z cellulitisem, który jest chorobą) i tylko od nas zależy, jaką wagę będziemy przywiązywać do tego defektu urodowego.

Małgorzata Krzykowska


13 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Kolagenowo.

bottom of page