top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraMK

Kolagenowo.

Sms takiej treści wysłała do mnie klientka. Na tak postawione pytanie, nie da się odpowiedzieć w smsie, no chyba, że jest się sprzedawcą kolagenu, no to wtedy się da – trzeba odpisać HIT, podać jego cenę (no i że aktualnie jest promocja), a jak się ma jeszcze parę sekund, to można dodać, „będzie Pani zadowolona” lub „odmładza o 20 lat”.



Nie potrzeba szczególnej wnikliwości, aby domyślić się skąd zainteresowanie klientów (bo było ich więcej) tym tematem. No oczywiście, że wynika ono z ogólnonarodowego szału (niektórzy uważają, że szajby) na punkcie suplementów, a kolagenu w szczególności. Powiedzieć, że suplementowanie kolagenu stało się modne, to nie powiedzieć nic. Reklam podobnych specyfików jest tak dużo, że nawet wyjazd w Bieszczady nie uchroniłby nas przed kolagenową agitacją.


Nie ma sensu przytaczać treści przekazów reklamowych, bo jak powszechnie wiadomo, nie jest to najlepsze źródło informacji. Co z tego, że wiadomo? Ważne jest, że ładna pani z telewizji, albo jeszcze lepiej z YT mówi, że „zmarszczki znikają, skóra jest cudowna (…), dziewczyny, no i tak się polubiłam z (tu pada nazwa), że nie wyobrażam sobie bez niego choćby jednego dnia”. Gdyby te wszystkie paplaniny na temat kolagenu spróbować upchnąć w jednym zdaniu, to brzmiałoby ono tak „Suplementacja kolagenu odmładza skórę”. Taki właśnie przekaz płynie z reklam kolagenu (oczywiście przy użyciu wielu synonimów pojęcia „odmładza”).


Na takie sformułowania wypadałoby się żachnąć, zwłaszcza jeśli ma się w pamięci wiedzę na ten temat jeszcze z czasów studenckich oraz wykładowcę farmakologii, który mozolnie wyjaśniał, jakie to duże wątpliwości istnieją co do sensu przyjmowania kolagenu (problem miał polegać na tym, że droga kolagenu po spożyciu nie miała prowadzić wprost do skóry, hehe, a raczej miała być podobna do drogi każdego innego białka, np. kurczaka z niedzielnego obiadu).


Zamiast żachnięcia pomyślałam jednak, że lepiej będzie sprawdzić, czy przez te wszystkie lata ustalenia naukowców jakoś się zmieniły. Jak wiadomo, cechą nauki jest to, że każde kolejne badanie może zdezawuować poprzednie. Krótko mówiąc to co o kolagenie wiadomo było kilkanaście lat temu, może znacznie różnić się od obecnego stanu.


No to zasiadłam do zaktualizowania swojej wiedzy na ten temat, oczywiście wyłącznie w oparciu o publikacje naukowe. Przeczytałam kilka artykułów - były długie, nudne i po angielsku – dla mnie to trzy wystarczające powody, aby tego nie robić. No, ale przeczytałam. Nie żebym domagała się za to podziękowań, ale musicie wiedzieć, że w związku z tym czytaniem poniosłam straty… moralne. No bo jak się pewnie domyślacie, skoro przez kilka dni guglowałam materiały o kolagenie, to dzięki algorytmom fejsbukowym i śledzącym ciasteczkom, wyświetlają mi się teraz same reklamy kolagenu w różnej postaci (już znam wszystkie aktorki, pogodynki, celebrytki, które w nich zagrały).


Zacznijmy od tego, że kolagen do zażywania doustnego (obojętnie, czy w tabletkach, proszku, czy żelkach) to suplement. Nie ma kolagenu w postaci leku (w każdym razie, ja nie znalazłam). Są co prawda trzy wyroby medyczne, ale z przeznaczeniem do terapii stawów i wyłącznie w formie iniekcji. Już to trochę skłania do refleksji. No bo, aby wprowadzić do obrotu lek, producent musi udowodnić działanie, które opisał na etykiecie preparatu – musi to udowodnić w badaniach klinicznych, na ludziach. Producent suplementu nie ma takiego obowiązku, może napisać wszystko co podpowie mu fantazja i legalnie wprowadzić to na rynek. Gdyby zatem istniał kolagen w postaci leku, byłoby lepiej.


Okazało się, że jest co czytać, a kolagenowa materia grzeje nie tylko w reklamach, ale także w nauce. Badań jest całkiem sporo (różnej jakości), w tym także przegląd systematyczny i metaanaliza. Z grubsza (a nawet bardzo grubsza) najbardziej ogólny wniosek jest taki, że w kontekście zmniejszania objawów starzenia skóry suplementacja kolagenu może dawać korzyści, czyli poprawiać niektóre parametry skóry. Autorzy wskazali oczywiście na potrzebę dalszych badań. W publikacjach naukowcy odnotowali także „problemy” niejednorodności przeprowadzanych badań, różnego pochodzenia preparatów (rybi, wieprzowy, wołowy) i różnych form podania, różnych składów preparatów zawierających czasami oprócz peptydów kolagenowych, witaminy, koenzym Q10, kwas hialuronowy itp. (trudno ocenić, która substancja działa), zależności od czasu stosowania (np. efekty 90 dni po rozpoczęciu suplementacji, utrzymywały się przez 30 dni po zakończeniu) oraz ograniczenia badań do określonych grup wiekowych, płci, czy rejonów geograficznych.


Chciałabym dorzucić również swoje trzy grosze. Przez większość czasu zapoznawania się z publikacjami nie mogłam pozbyć się wrażenia (być może niesłusznego), że wiele badań przeprowadzanych jest w taki sposób, aby wykazać jakiekolwiek działanie suplementacji kolagenem, a nie konkretnie „anty-aging”, które jest sensem tych badań. Mam tu na myśli przede wszystkim dobór parametrów skóry, które sprawdzano. Przyznam, że nie rozumiem dlaczego podstawowym badaniem nie były pomiary ultradźwiękowe skóry oraz kutometryczne (te pomiary były tylko w kilku badaniach). Jeśli szukać parametrów jednoznacznie świadczących o starzeniu skóry to jest to właśnie grubość skóry właściwej (ultradźwięki) oraz elastyczność skóry (kutometria). Nie wiedzieć czemu badacze postanowili skupić się na badaniu parametrów, które mogą, ale wcale nie muszą mieć cokolwiek wspólnego ze starzeniem skóry, czyli pomiarami korneometrycznym (nawilżenie) i tewametrycznym (TEWL). Nie ma też w wielu badaniach, które czytałam ani słowa na temat wykluczenia zmiennej, jaką jest pielęgnacja skóry. A przecież pozytywne wpływanie na pomiar TEWL i nawilżenia warstwy rogowej jest banalne w codziennej pielęgnacji, co mogłoby zniekształcać wyniki badań. Hmmm?


Zamiast puenty, sklecę coś na kształt porady (dla chętnych ma się rozumieć). Z działaniami anty-aging nie trzeba czekać na twarde dowody kolagenowe. Jest już całkiem sporo innych działań pielegnacyjno-przeciwstarzeniowych (o niebo skuteczniejszych), na które dowody już są. Po pierwsze - ograniczenie ekspozycji na UV i stosowanie fotoprotekcji, po drugie - rzucenie fajek (nie zaczynanie w ogóle, to jeszcze lepiej) i po trzecie - stosowanie zrównoważonej pielęgnacji stymulująco-regenerującej, że dobranej indywidualnie na podstawie diagnostyki, to chyba nie muszę dodawać.


W kwestii suplementacji czegokolwiek (nie tylko kolagenu) zamiast porady, mam sugestię – sugeruję krytyczne myślenie i ograniczone zaufanie. W sumie to ta sugestia dotyczy także innych kwestii branżowych.


Małgorzata Krzykowska

9 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Manualnie.

bottom of page