MK
Empatia.
Dzisiaj nie będzie miło. Wszystkich wrażliwych, którzy uważają, że teksty pisane publicznie muszą być słodkie, różowe i pełne „ą”, „ę”, zapraszam do wyjścia – nie czytajcie! Spróbuję napisać ten tekst bez używania wulgaryzmów, ale gwarancji nie ma.
Wszystko zaczęło się od tego, że kilka tygodni temu przeczytałam post na fb pewnej lekarki, która publikuje teksty o różnych chorobach, w ujęciu histopatologicznym, w tym także o chorobach i defektach skóry. Tak było i tym razem. Napisała ona o pewnej przypadłości skórnej. Do opowiedzenia tej historii nie jest istotne, jaka to była przypadłość, wystarczy, że wspomnę, że był to problem skóry brzydko wyglądający (jak to w większości problemów skóry bywa). Ponieważ po przeczytaniu tego tekstu przyszło mi do głowy pewne pytanie do jego autorki (to bardzo mądra osoba), weszłam więc w komentarze pod postem, żeby to pytanie napisać. No i to był błąd.

„Fuj”, „ble”, "jezu...", „czy nie można czegoś z tym zrobić” - takich i podobnych komentarzy pod tym postem było naprawdę sporo. Noż ku...a, pomyślałam sobie (tylko bez kropek, całym wyrazem). Tyle pajaców na raz? Naprawdę tyle osób z sianem pod kopułą w jednym miejscu? No to jest chyba niemożliwe, żeby aż tylu niemądrych (eufemizm) ludzi zgromadziło się na raz, w jednym miejscu, pod jednym postem. Chwilę później pomyślałam, że może moje słowa są zbyt ostre? Może oceniając krytycznie zachowanie komentujących zrobiłam dokładnie to samo, co oni, komentując ten post? Jeśli tak, to przepraszam, ale po prostu nie mieszczą mi się w głowie takie reakcje.
Czy, kiedy widzimy kogoś, kto choruje na anginę, albo zapalenie płuc, albo ma chorobę onkologiczną, to na jego widok robimy "fuj"? Albo mówimy „no mógłbyś coś ze sobą zrobić”. No nikt tak nie robi, prawda?
Dlaczego? Bo w przypadku wielu chorób tego nie widzimy! Większość chorób można ukryć przed nieżyczliwą częścią świata - tylko nie chorób skóry! Choroby skóry mają to do siebie, że są widoczne dla wszystkich.
Teraz, moi drodzy, pora na prawdziwe historie.
Nigdy nie zapomnę dziewczyny z trądzikiem, która przyjeżdzając do mojego gabinetu, z „latającą” brodą, bekiem na końcu nosa, drżącym głosem opowiadała mi o komentarzach, które ją spotykają. Mówiła, że ktoś jej poradził „żeby wzięła się za siebie” i „coś z tym zrobiła”. Serio? Człowieku, którego nie znam, mówię do Ciebie - serio, doradziłeś to dziewczynie, która od kilku lat niczym innym się nie zajmuje tylko walką z trądzikiem i pakuje w to całą energię, wysiłek, czas i pieniądze?
Nigdy nie zapomnę też innej historii, kiedy na studiach, w trakcie zajęć klinicznych, w jednym z trójmiejskich szpitali, lekarka, która miała z nami zajęcia opowiadała o pacjencie chorym na łuszczycę, który przez całe lato chodzi w koszuli z długim rękawem, żeby nie pokazywać zmian na skórze. Albo o ludziach, chorych na łuszczycę, z głęboką depresją z powodu izolacji społecznej. Naprawdę potrzebują porady „żeby wzięli się za siebie”?
Nigdy też nie zapomnę historii 12-letniej dziewczynki chorej na atopowe zapalenie skóry, która przyszła z mamą do mojego gabinetu, aby ułożyć jej pielęgnację na okresy remisji tej choroby. W odpowiedzi na moje pytanie, jak rówieśnicy w szkole reagują na jej chorobę, odpowiedziała – odsuwają się, żeby "tego nie złapać".
Zmiany chorobowe na skórze są brzydkie – to prawda! I co z tego?! Całe nasze życie jest beznadziejnie brzydkie. Nie rodzimy się w pełnym makijażu i tak nie umieramy. I to nie są jedyne momenty, kiedy nie jesteśmy ładni. Przypomnijcie sobie kilka czynności fizjologicznych z ostatnich dni, a przyznacie mi rację.
Choroby i defekty skóry, źle wyglądają. Naprawdę źle. Pomyślcie jednak o nich, jak o innych chorobach, czy problemach – ludzie nie wybierają ich sobie - wjeżdżają do ich życia, bez pytania o zgodę.
Staram się wierzyć w ludzi. Staram się wierzyć, że jeśli robią złe rzeczy to wynika to z niewiedzy, a nie z podłości. Dlatego teraz porcja wiedzy.
Trądzik nie jest zakaźny. Nie bierze się z głupoty, z braku higieny, albo dlatego, że ktoś sobie na to zasłużył. Trądzik to przewlekła, łojotokowa, zapalna choroba skóry. Słowo „przewlekła” jest kluczem do zrozumienia jej etiopatogenezy. Jej leczenie często trwa latami, a sama choroba ma charakter nawrotowy.
Łuszczyca i AZS nie są zakaźne. Nie biorą się z głupoty, braku higieny, albo dlatego, że ktoś sobie na to zasłużył. To choroby autoimmunologiczne, przebiegające z uporczywym świądem, nierzadko bólem - często na całe życie (całe szczęście u dzieci, nie zawsze).
Defekty skóry – blizny, ciemne plamy (przebarwienia) i inne niedoskonałości skóry też nie są zakaźne. Nie biorą się z braku higieny, albo dlatego, że ktoś sobie na nie załużył. Blizny często są zmaterializowaną wersją bolesnych zdarzeń, czy trudnych wspomnień, a ciemne plamy nierzadko konsekwencją ciąży lub innych poważnych zmian hormonalnych.
Nie sposób napisać tutaj o wszystkich defektach i chorobach skóry. Oczywiście, są wśród nich i takie, które mogą być następstwem naszych błędów lub zaniedbań, ale czy to jest powód, żeby obrażać, wyśmiewać i stygmatyzować ich posiadaczy?
Jeśli mielibyście z tego tekstu zapamiętać tylko jedną rzecz, to zapamiętajcie proszę, że problemy skórne to często prawdziwe piekło dla ich posiadaczy - nie trzeba im bardziej dowalać. Nie komentujcie, nie odwracajcie głowy z obrzydzeniem i nie udzielajcie, nieproszeni, "dobrych" rad - wystarczy odrobina empatii i powinno się udać.
Małgorzata Krzykowska