MK
Branżowy kwas.
Byłam w drogerii.
Nie, żeby to było jakieś nadzwyczajne wydarzenie, ale przyznacie, że skoro niektórzy ludzie informują świat, że przyszli do pracy albo robią relację na żywo ze smażenia jajecznicy, no to ja mogę o drogerii. Drogeria chyba ważniejsza, nie? Uważacie, że nie? No to zastanówcie się nad sobą i swoim życiem.
Jak powiadam więc, byłam w drogerii. Lubię precyzję, więc dodam, że to była różowa drogeria (różowa, w sensie dosłownym, nie metaforycznym). Dla całości obrazu muszę dodać, że ja nie chadzam do drogerii w celu, w którym to robią normalni ludzie. Chadzam tam, żeby wiedzieć co w trawie piszczy, a dokładniej mówiąc, to nie w trawie, tylko w branży kosmetycznej i nie piszczy, tylko skrzypi. Chadzam tam też po to, żeby się… zrelaksować i poczytać… bajki (no dobra, nie zawsze).
No więc zrobiłam sobie taki chill i poszłam. Łaziłam po tym sklepie dobrą godzinę i obserwowałam kolejne etapy rozwoju pewnego trendu, który zauważyłam już wcześniej. Roboczo nazwałam ten trend „ale kwas”.
No i już Wam wyjaśniam o co chodzi.
Chodzi o to, że wiele firm ma w swojej ofercie kosmetyki z tzw. kwasami. Całe półki z ustawionymi w rzędzie takimi produktami, jak na obrazkach (zrobiłam dla Was zdjęcia).

Kiedy piszę o „kosmetykach z kwasami”, większość z Was pewnie wie o co chodzi, ale dla tych, którzy nie wiedzą wyjaśniam, że chodzi o sustancje o działaniu złuszczającym. Przepraszam Was za to trochę nieprecyzyjne określenie, bo po pierwsze nie każdy kwas ma działanie złuszczające, a po drugie mają one wiele innych wspaniałych działań (np. są kwasy działające przeciwzapalnie), no ale na potrzeby tego tekstu muszę posłużyć się jakimś uogólnieniem.

Pisząc o „tych kwasach” mam na myśli na przykład takie substancje: kwas migdałowy, kwas glikolowy, kwas jabłkowy, kwas winowy, kwas laktobionowy, kwas salicylowy, kwas mlekowy, kwas azelainowy i wiele, wiele innych lub nazwane bardziej ogólnie, kwasy AHA (alfa-hydroksylowe), BHA (beta-hydroksylowe), kwasy PHA (poli-hydroksylowe).

Mała dygresja. Wymieniam tak dużo nazw między innymi po to, żeby zapobiec pewnej pomyłce. Chodzi o to, że nie wszystko co ma w nazwie kwas, jest kwasem w sensie chemicznym. Podam przykład. Jeśli spotkałyście się z nazwą „kwas hialuronowy” (a na pewno się spotkałyście) to musicie wiedzieć, że w rozumieniu chemicznym to jest zupełnie inna substancja (to polisacharyd) i nie o takich substancjach jest ten tekst. Chodzi mi o kwasy, które w mniejszym lub większym stopniu mają działanie keratolityczne, czyli rozpuszczają i złuszczają warstwę rogową naskórka. Poznać je można między innymi po tym, że producent zazwyczaj zamieszcza na opakowaniu informację o stężeniu tej substancji, ponieważ to między innymi stężenie (nie tylko) decyduje o mocy tego kwasu.
Tyle wyjaśnień jeśli chodzi o substancje. A teraz o modzie na „kosmetyki kwasowe”. Trudno byłoby znaleźć wśród popularnych, drogeryjnych marek kosmetycznych taką, która nie miałaby w swojej ofercie wspomnianych produktów. Szokujące jest to, że niektóre z firm proponują takie stężenia tych substancji, które do niedawna były dostępne tylko w ofercie profesjonalnych gabinetów. Nie uwierzycie, ale jeszcze 10 lat temu kupienie takiego produktu w sprzedaży detalicznej graniczyło z cudem. Osobiście pamiętam z tamtych czasów jeden produkt, który był sprzedawany w aptekach, zawierał 12% kwasu glikolowego i… nikt o nim nie wiedział.
Napiszę wprost, żebyście nie miały wątpliwości co sądzę o tym trendzie – to kosmetyczne zło(to)! Zło dla Was, złoto dla firm kosmetycznych.
I nie chodzi o to, że to złe substancje, bo jest dokładnie odwrotnie. To bardzo dobre substancje, bez których poradzenie sobie z niektórymi problemami skóry byłoby wręcz niemożliwe. Jednak, aby ich używać z korzyścią dla skóry trzeba mieć bardzo szeroką wiedzę i to pochodzącą nie z blogów internetowych i nie z etykiet kosmetyków. Konieczna jest wiedza przede wszystkim o tym, jaki kwas wybrać, jak często używać i z czym połączyć, aby uzyskać efekty poprawiające jakiś problem skóry.
Bez problemu mogłabym wymienić kilkanaście przykładów z mojej gabinetowej praktyki, gdzie używanie pielegnacji z kwasami pogorszyło stan skóry. Kwasy niewłaściwie używane mogą zaburzać barierę naskórka, a tym samym powodować odwodnienie skóry, mogą nasilać łojotok i trądzik, czyli działać przeciwnie niż oczekujemy, mogą powodować wyprysk kontaktowy i wywoływać wiele innych, niepożądanych reakcji.
Czy w takim razie to oznacza, że to są złe kosmetyki i lepiej ich nie używać?
Nie. Wręcz przeciwnie – niektóre z nich to bardzo dobre kosmetyki, dzięki którym mamy możliwości rozwiązywać drobne problemy skóry produktami dostępnymi powszechnie za niewielkie pieniądze. Najważniejsze jest jednak to, że nie można ich nadużywać. Jeśli miałabym sformułować dla Was ogólną poradę praktyczną na ten temat (bo innej w tych okolicznościach się nie da) to pozwolicie, że przedstawię ją w trzech poniższych zasadach.
Jeśli dycydujecie się na włączenie do swojej pielęgnacji domowej kosmetyku z dodatkiem kwasów, to wybierzcie TYLKO jeden: albo żel do mycia (nie polecam, poza wyjątkowymi sytuacjami), albo tonik (nie polecam, poza wyjątkowymi sytuacjami), albo krem lub serum (polecam, poza wyjątkowymi sytuacjami).
Nie używajcie wybranego produktu z kwasem codziennie - efekt, który chcecie osiągnąć nadejdzie może trochę później, ale będzie trwały i nie zrobi Wam krzywdy.
Nie używajcie wybranego produktu z kwasem, jeśli stosujecie inne zabiegi lub preparaty złuszczające lub drażniące np. (mechaniczne złuszczanie, preparaty z retinolem itp.).
To wszystko co mogę zrobić w tekście internetowym, chociaż wiem, że to za mało. Najlepiej byłoby gdybyście wybór takich kosmetyków konsultowały ze specjalistą i pamiętały, że celem producentów kosmetyków nie jest dbanie o Waszą skórę, tylko zapewnianie podaży, na którą jest popyt. A popyt „na kwasy” jest i będzie jeszcze większy, bo wpisuje się w inny, jeszcze gorszy trend tej branży „im mocniej tym lepiej”. Nie jesteśmy w stanie tego zmienić, więc powściągliwość i zdrowy rozsądek będą jeszcze bardziej w cenie.
Małgorzata Krzykowska